niedziela, 25 listopada 2012

give more, expect less


Emma Jacqueline Grant

Dwadzieścia sześć lat
Stażystka na oddziale chirurgii w Mercy West Hospital



Musi być do wyboru, 
Zmieniać się, żeby tylko nic się nie zmieniło. 
To łatwe, niemożliwe, trudne, warte próby. 
Oczy ma, jeśli trzeba, raz modre, raz szare, 
Czarne, wesołe, bez powodu pełne łez. 
Śpi z nim jak pierwsza z brzegu, jedyna na świecie. 
Urodzi mu czworo dzieci, żadnych dzieci, jedno. 
Naiwna, ale najlepiej doradzi. 
Słaba, ale udźwignie. 
Nie ma głowy na karku, to będzie ją miała. 
Czyta Jaspera i pisma kobiece. 
Nie wie po co ta śrubka i zbuduje most. 
Młoda, jak zwykle młoda, ciągle jeszcze młoda. 
Trzyma w rękach wróbelka ze złamanym skrzydłem, 
własne pieniądze na podróż daleką i długą, 
tasak do mięsa, kompres i kieliszek czystej. 
Dokąd tak biegnie, czy nie jest zmęczona. 
Ależ nie, tylko trochę, bardzo, nic nie szkodzi. 
Albo go kocha albo się uparła. 
Na dobre, na niedobre i na litość boską


Portret kobiecy - Wisława Szymborska

Od grzechu zaczął się jej świat,
A że Pan Bóg ją stworzył, a szatan opetał,
Jest więc odtąd na wieki i grzeszna, i święta,
Zdradliwa i wierna, i dobra i zła,
I rozkosz i rozpacz, i uśmiech i łza,
I gołąb i żmija, i piołun i miód,
I anioł i demon, i upiór i cud,
I szczyt nad chmurami, i przepaść bez dna,
Początek i koniec - kobieta...

Ewa - Julian Tuwim



♦ Pani Perfekcjonistka, ubrania układająca kolorystycznie, zwracająca uwagę na ich przeznaczenie;
♦ Pani Zbłąkana - brak jakiejkolwiek orientacji w terenie znacznie utrudnia jej życie;
♦ Córka dwójki chirurgów;

♦ Wiecznie roześmiana, wiecznie z głową w chmurach, potrafiąca jednak twardo stąpać po ziemi;

♦ Metr siedemdziesiąt wzrostu, ciemnobrązowe włosy, szare oczęta, policzki usiane drobnymi piegami, dziewczęca uroda,
drobna sylwetka. Kruszyna taka;
♦ W swoim życiu widziała tylko dwa horrory, fanka komedii, dramatów i obyczajówek;
♦ Z nosem w książkach;
♦ Gra na pianinie;
♦ Beztalencie, jeśli idzie o zdolności plastyczne, mimo to z igłą i nitką radzi sobie cudownie;
♦ Chcąca pomóc wszystkim, nie myśląca prawie o sobie samej.



8 komentarzy:

  1. [Lubię ten wiersz Szymborskiej, good choice!
    Zacznę coś, jak Leo będzie kartę posiadać... pomysł zresztą też :D]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. {Nad pomysłem się pomyśli, spokojna głowa ;D Wiersz też uwielbiam <3}

      Usuń
  2. [Wymyśliłam, że znają się ze szpitala - Cohen złamał rękę na nartach czy gdzieś tam i Emma zajmowała się nim od czasu do czasu, co ty na to? :D]

    OdpowiedzUsuń
  3. [Zawsze. Lester jakis rok temu probowal sie pochlastac, z tytulu czego wyladowal na chirurgi z cudnie rozwalonymi nadgarstkami. To jest oczywiste powiazanie. Spotkac moga sie z kolei w bibliotece, bo Adas tez sie od ksiazek nie odrywa. (Przepraszam za uciazliwy brak polskich znakow - pisze z telefonu).]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Jego pies ją zaatakował w parku! :D W sensie, rzucił się przyjaźnie i zaczął molestować (też przyjaźnie!)
    Hm, tak swoją drogą masz może jakiś pomysł na tekst do spamu (chcę dodać seattle na grupowo, ale potrzebuję jakiegoś tekstu do informacji :D]

    OdpowiedzUsuń
  5. [To pokaż, co tam masz ^^ Myślałam właśnie nad nowym, szerszym szablonem, ale dostęp do fotoszopa mam mocno ograniczony...]

    Choćby niebo miało się zawalić, Cohen zawsze znalazł w tygodniu odrobinę czasu dla siebie. Ba, odrobinę. To była istna lawina czasu, pożytkowanego przeważnie na rozwijanie miernego (w jego mniemaniu) talentu artystycznego, graniu na konsoli, opiekowaniu się własnym, przydomowym schroniskiem czy chociażby na lekcjach gry na gitarze basowej. Możliwości miał nieograniczone i zawsze znalazł czas by z nich skorzystać. Człowiekiem był kompletnie niezorganizowanym, co nie znaczyło, że nie wychodziło mu to na dobre. Na złe też nie, bo człowieka takiego jak Cohen nie dało się po prostu związać jakimiś ograniczeniami czasowymi; był zbyt roztrzepany, często "chodził z głową w chmurach", co nie znaczyło też wcale, że wielki z niego lekkoduch. Nie. Po prostu z taką postawą łatwiej było mu przyjmować świat taki, jaki jest.
    Tym razem pojawił się w parku, innymi słowy wypełniał święty obowiązek człowieka, który ma psa. A co dopiero jak ma dwa? Z czego jeden jest husky'm o niespożytkowanej energii a drugi golden retriever'em hodowanym na hormonach wzrostu, czy cholera wie czym. Trudno było mu ogarnąć tę wesołą bandę, także nic dziwnego, gdy husky imieniem Rex po prostu wyrwał się i pobiegł przed siebie, a może dokładniej, w kierunku jakiejś kobiety.
    Z daleka widział jak "atakuje" od tyłu i przewala jakąś drobną istotę, by po chwili dokładnie "wycałować" jej twarz.
    - Rex! Do nogi - zawołał za nieposłusznym psiskiem, a ten polizał nieznajomą po policzku jeszcze raz po czym ociągając się, ale jednak, powrócił do swojego pana nad stan merdając ogonem. - Przepraszam za niego, ale prawdopodobnie ma ADHD - rzekł z rozbawieniem, po czym wyciągnął w stronę kobiety dłoń, by pomóc jej wstać.
    Dopiero teraz przyjrzał się uważniej.
    - Emma?

    OdpowiedzUsuń
  6. Cohen posiadał dwa psy, kotkę (będącą de facto w ciąży) i szopa pracza, więc bez wahania można było powiedzieć, iż w jego domu panował istny zwierzyniec, który był winą tylko i wyłącznie Cohena. Takich ludzi określało się mianem miłośników wszelakich stworzeń, chociaż jego znajomi uważali to za kompletny brak asertywności i nieumiejętność odmawiania. Rex, husky który zaatakował Emmę, przypałętał się za nim kiedyś, gdy wracał z pracy, a potem nie chciał odejść i jednym wyjściem okazało się wzięcie go pod dach. Taka sama historia zdarzyła się z Maxem, golden retriever'em będącym teraz na smyczy (dziękować bogom, że chociaż tego ominęło genetyczne ADHD). Kotkę Lucy dostał od znajomej w pracy, która nie miała co zrobić ze zwierzęciem, a szop pracz, Apollo to, rzecz jasna, kolejny wynik jego niskiej, ba, zerowej wręcz asertywności w temacie zwierzęcej adopcji.
    Cóż, przynajmniej w domu nie było pusto, nieprawdaż? No i chłopcy uwielbiali ten jego zwierzyniec, gdy przyjeżdżali czasem na weekendy. Sam Cohen zresztą też - dzięki temu nie odczuwał jakoś boleśnie samotności.
    - To nie moja wina, że mój pies to niewdzięcznik. I do tego terrorysta - powiedział z szerokim uśmiechem. Rex, jakby na potwierdzenia słów swojego właściciela, zamerdał ogonem i szczeknął parę razy, a potem zaczął ochoczo skakać najwyraźniej mając ochotę się bawić. - Widzisz, nawet tego nie ukrywa - mruknął rozbawiony zachowaniem swojego pupila i ukucnął, by go pogłaskać. Tym razem on zadarł głowę, by spojrzeć na panienkę Grant. - Tak czy inaczej, miło cię znowu widzieć. Co słychać? - zapytał z czystej życzliwości jak i ciekawości. Dawno się nie widzieli i nie wiedział tak właściwie z czyjej winy.

    [Szablon faktycznie fajny, chociaż ciut nierówny. Fajnie byłoby, gdybyś coś wykombinowała w tym guście z nagłówkiem, który jest obecnie. W sensie, że mogłabyś go użyć, bo strasznie podoba mi się ta akcja, którą na niego nałożyłam :D]

    OdpowiedzUsuń
  7. "Gdyby ktoś powiedział Hadenowi, że jest totalnym kretynem i wyjaśnił mu, dlaczego nim jest, ten zdziwiłby. Nie obraziłby się, po prostu by nie zrozumiał. Urodziwym ludziom wydaje się, że świat powinien wybaczyć im grzechy, ponieważ oni istnieją." To zdanie skupia się na Lesterze, osacza go i nie daje mu pozwolenia na to, by ten przeszedł do następnej linijki tekstu. Zupełnie jak gdyby tyczyło się samego Adama. Sęk w tym, że gdyby ktoś powiedział mu, że jest tym kretynem ponad dziesięć lat temu, kiedy jeszcze nie zaczął być nim w pełni,być może wcale by się nie zdziwił, ale wprost przeciwnie - zaakceptowałby to i zmienił się. Być może nie skończyłoby się to tak katastrofalnie dla jego zdrowia. Nie tylko tego psychicznego.
    Bo Adaś jest ciężkim pacjentem. Na początku, zawsze na samym początku, jest nie do zniesienia. Gdy tylko budzi się i uświadamia sobie, że i tym razem nic z tego, opętuje go bezsilność, w następnej chwili już zastąpiona przez nieograniczoną wściekłość. Tak było również ostatnim razem, kiedy, dla odmiany, zamiast Mikego, w zakrwawionej łazience znalazła go nieoczekiwanie matka. Nie pamięta za wiele z tamtego okresu. Może po za tym, że kiedy ocknął się zaraz po przyjeździe do szpitala, rozpętał tam piękny Armagedon. Na samym początku częstując jednego z pielęgniarzy pięścią. Dalej wspomnienia zamazują się. Jedynie co pamięta, to to, że w efekcie zszyto mu ręce, jednak bezskutecznie. Po kilku dniach wyrwał sobie szwy. A dalej już nie pamięta, zresztą nie ma w tym nic dziwnego, w końcu wylądował na psychiatrii.
    Te nagłe i dość nietypowe wspomnienia przez wzgląd na miejsce i czas ich przywoływania przerywa mu barczysty nastolatek, brutalnie szturchając go w ramię w drodze do wyjścia. Lester marszczy nos w wyraźnym geście niezadowolenia, w ostatniej chwili łapiąc równowagę. Jednak "Szklana zupa" już leci w powietrze i mężczyzna obserwuje jak oto rozbija się na głowie jednej z użytkowniczek biblioteki. Wzdycha bezgłośnie, już stając obok nieznajomej i zdejmując jej z głowy książkę nim ta zdąża spaść na ziemię.
    - Przepraszam, to nie było celowe - rzuca krótko, spojrzeniem omiatając numery stron, na których książka się otworzyła. Pech chce, że gubi te właśnie czytane. Trudno. W następnej kolejności skupia wzrok na twarzy kobiety i mechanicznie marszczy brwi, bo ta nie wydaje mu się znowu taka nieznajoma. / Lester

    OdpowiedzUsuń